JA (MY) OD WAWRZYŃCA(2) – WSPOMNIENIA

Pradziadka Wawrzyńca nie znałam. Zmarł 11 lat wcześniej, przed moim urodzeniem. Prababcię Apollonię być może poznałam w dzieciństwie, lecz obraz jej bardziej wspominam z zachowanych zdjęć rodzinnych. Mieszkali w osadzie pod Lubrańcem zwanej Józefowem jak i Podorywami, prowadząc gospodarstwo rolne. Osada ta z uwagi na ich liczne potomstwo (6 synów i 2 córki) oraz rodziny zamieszkujących tam kuzynów Galczaków przez ludność lubraniecką i miejscową nazywana była „Galczewem”.

1Z linii tej wywodzi się mój dziadek Stefan (21) – drugi według starszeństwa wśród rodzeństwa. Wysłany na naukę w zawodzie kowala do miasteczka Kowal k/Włocławka przystojny kawaler poznaje tam uroczą pannę kowalównę (córkę mistrza i nauczyciela zawodu) Stanisławę Świątkowską (21a). Wkrótce pobierają się i osiedlają prawdopodobnie w Malszewie koło Lipna. Tu, bowiem rodzi się najstarsza z córek Helena (218) i być może najstarszy z rodzeństwa syn Zygmunt (213). Dziadek Stefan wykonując zawód kowala w majątkach ziemskich często zmieniał miejsca zamieszkania. Jego pobyt zaznaczył się w Redczu Wielkim, Falborzu i Gustorzynie k/Brześcia Kuj. Najdłużej mieszkał w Lubrańcu, w wybudowanym wspólnie z pierwszą żoną przed II wojną światową, domku razem z kuźnią, na niewielkiej kupionej działce z ogródkiem. Opuścił Lubraniec na kilka lat w czasie okupacji na skutek przesiedleń przez władze niemieckie. Jak to nie raz bywa w sagach rodzinnych po kilku latach, również Kazimierzowi Galczakowi (14) przypadła do gustu znacznie młodsza siostra mej babci Stanisławy – Marianna Świątkowska (14a). Ich dzieci to Jerzy (141) i Zofia (142). Jak wspomina Zofia żartobliwie ujmował stopień pokrewieństwa, witając w drodze do szkoły Mariannę, wuj Stanisław (217) mówiąc: „dzień dobry stryjenko, cioteczko i chrzestno”. Marianna, bowiem podawała go do chrztu. Dziadunio Stefan, tak jak jego protoplaści nie próżnował w powiększaniu rodziny. Ze związku małżeńskiego ze Stanisławą Świątkowską przyszło na świat ośmioro dzieci (4 synów i 4 córki). Nie były to czasy sprzyjające zapewnieniu, tak licznej rodzinie dostatecznego bytu, schyłek zaborów (rejon objęty zaborem rosyjskim), I wojna światowa. Ponadto w 1921r. w wyniku nieszczęśliwego wypadku, po długiej chorobie, umiera przedwcześnie moja babcia Stanisława. Najmłodsza Zofia (214) ma wówczas niewiele ponad rok, najstarszy syn Zygmunt (213) osiemnaście lat. Pozostałe dzieci Helena, Marta, Stefan, Stanisław, Regina, Ksawery według starszeństwa od 16 do 3 lat. Po okresie żałoby dziadek Stefan, młody wdowiec z liczną dziatwą, zawiera w 1922r. związek małżeński z Ewą Duszyńską (21b), rodem z Pabianic, którą zawierucha I wojny światowej doprowadziła do Lubrańca, wraz z wojskiem. W okresie panującego wówczas powszechnego analfabetyzmu, dziadek Stefan przywiązywał dużą wagę do wykształcenia dzieci, na poziomie podstawowym. Sam biegle posługiwał się piórem pisząc kaligrafią. Z uwagi na trudne warunki materialne nie wszystkim dzieciom było dane ukończyć pełną szkołę powszechną.. Druga żona Stefana – Ewa starała się jak mogła zastąpić matkę licznej dziatwie. Zaopiekowała się troskliwie młodszymi dziećmi, starsze zmuszone były do jak najszybszego usamodzielnienia się

2Zygmunt (213) najstarszy z rodzeństwa, z tego, co opowiadała moja mama Marta, po śmierci matki czuł się współodpowiedzialny za byt rodziny. Przed pójściem do wojska imał się różnych prac, by wspomóc finansowo rodzeństwo. Przystojny, szarmancki, opiekował się starszymi siostrami. Był dla nich wsparciem, autorytetem i towarzyszem zabaw. Szanowany i adorowany. Służbę wojskową odbył w 30 Pułku Artylerii Polowej we Włodawie. Nie cieszył się długo życiem. W rok po wyjściu z wojska zachorował na gruźlicę tzw. galopującą i w wieku 25 lat zmarł, pozostawiając smutek i żal w rodzinie. Pochowany został na cmentarzu katolickim we Włocławku.

3Helena (218) urodzona w 1905r. w Malszewie k/Lipna. Jako nastoletnia dziewczynka pomagała w wychowaniu i opiece młodszego rodzeństwa. Pracowała jako pokojówka u właścicieli majątku w Redczu Wielkim, robiąc jednocześnie kurs krawiecki u znanej mistrzyni p. Napiórkowskiej. Zdolna, wytrwała, szybko dorównała umiejętnościom nauczycielki. Staje się w ten sposób samodzielną krawcową. Pięknie także haftuje. Najpierw obszywa właścicielki ziemiańskie, pracując w ich majątkach. Skrupulatnie składa zarobione pieniądze na zakup własnej maszyny do szycia. Jej już własny „Singer” staje się warsztatem pracy do końca życia. Jest bardzo uczynna i cały czas pomaga rodzeństwu. Swoje siostry Martę i Zofię oraz kuzynkę Zofię, córkę Kazimierza uczy krawiectwa. W czasie okupacji niemieckiej wywieziona zostaje na roboty przymusowe do Rzeszy. Pracuje w fabryce amunicji w Salzgitter z innymi koleżankami z Lubrańca. Podczas bombardowania koleżanki giną, ona z opresji wychodzi żywa. Po kapitulacji Niemiec, maj 1945 r. poprzez Szwedzki Czerwony Krzyż odnajduje przebywającą w obozie koncentracyjnym w Bergen Belsen siostrę Reginę. Opiekuje się na obczyźnie ciężko chorą na tyfus plamisty siostrą. Wracają do Lubrańca dopiero wiosną 1946 r. Helena jakiś czas mieszka w Lubrańcu i „krawcuje”. Znów pomaga rodzinie dotkniętej skutkami okupacji. W 1948 r. wychodzi za mąż , za wdowca z dwójką dzieci, Włodzimierza Leonowa (szwagra drugiej żony mego dziadka – Ewy) i zamieszkuje w Pabianicach. Jest oddaną „macochą” i żoną. Nadszarpnięte podczas okupacji zdrowie nie pozwoliło jej dożyć sędziwego wieku. Umiera tuż po 70-tce. Pochowana jest na cmentarzu parafialnym w Pabianicach

4Marta (212) moja mama, niewiele młodsza od Heleny podąża jej śladem. Razem pomagają w prowadzeniu rodzinnego domu, opiekują się młodszymi siostrami i braćmi. Mimo młodocianego wieku pracuje jako pomoc domowa m/n majątku Tabaczyńskich w Redczu Wielkim. Dba o garderobę chlebodawców, pomaga w kuchni, dzięki czemu uczy się dobrze i smacznie gotować. Pod koniec lat dwudziestych XXw. Marta wraz z siostrą Heleną opuszczają strony rodzinne i osiedlają się w majątku Sobieszewo pracując w charakterze szwaczek i pokojówek u tamtejszych właścicieli p.Morzyckich. Tam Marta poznaje swojego przyszłego męża Stanisława Boderka (212a). Pobierają się w 1933r. Ślub odbył się w kościele parafialnym w Chodczu. Zaczynają wspólną wędrówkę przez życie. Ojciec był wielozawodowcem. Przed wojną pełnił funkcję zarządcy majątku, dzierżawcy młyna, po wojnie kierownika PGR i „karczmar prowadzącego gospodę w Lubrańcu. Pracował i pomnażał dochody rodziny. Marta już przy mężu dbała o domowe ognisko dorabiając szyciem i hodowlą ptactwa domowego. Na początku małżeństwa sytuacja materialna rodziców się poprawiła. Żyli dostatnio aczkolwiek oszczędnie. W odstępach kilkuletnich pojawiają się dwie córki: Zyta (2121) i Emilia (2122). Tuż przed II wojną światową, na skrawku wydzielonego gruntu przez dziadka Stefana, w Lubrańcu rodzice stawiają jednorodzinny domek. Piękne meble do sypialni robi stryj Franciszek (24) notabene mój chrzestny. Radość z nowego domu trwa jednak krótko. Nie było im żyć, tak jak w bajce „długo i szczęśliwie, aż do śmierci”. Wkrótce wybucha druga wojna światowa. Wydarzenia wojenne sprawiają, że pod naciskiem okupanta niemieckiego zmuszeni są opuścić Lubraniec. Rodzice wyeksmitowani z domu, zatrzymują się w Sadłogu k/Świerczyna. Żyjemy w okropnych warunkach mieszkaniowych. Brak pieca, jedna izba, zimą można było jeździć łyżwami po ścianach. Mama ocieplała nas nagrzanymi na piecu kuchennym cegłami oraz butelkami z gorącą wodą. W czasie okupacji jeszcze kilkakrotnie zmieniamy miejsce zamieszkania. Jakiś czas przebywamy w Krowicach i Sułkówku. W Krowicach rodzi się mój brat Włodzimierz (2123). Tutaj częstym gościem moich rodziców był kuzyn Leonard (112), zdrobniale w rodzinie nazywany Nardkiem, pasjonat fotografii. Dzięki niemu mam najwięcej zdjęć z okresu dzieciństwa swojego i rodziny. Często przebywało u nas rodzeństwo mamy oraz kuzynka Zofia (142). Koniec okupacji zastaje nas w Sułkówku k/Lubrańca. Mieszkamy w tzw. czworakach wybudowanych przed wojną przez właściciela majątku. Zarządcą majątku jest Niemiec. Ojciec pełni tam funkcję administratora – księgowego. Jest arbitrem między miejscową ludnością a Niemcem. Często staje w obronie pracującej ludności, obrywając pejczem od Niemca. Zimą 1945 r., w obliczu zbliżającej się klęski okupanta, Niemiec zabiera nas pod ogień frontu z cała miejscową ludnością, jako swą tarczę ochronną. Jedziemy z niewielkim dobytkiem w kilka rodzin na jednym wozie ciągnionym przez jednego konia, jak w bardzo ubogim taborze cygańskim pośród świstu kul. Gdzieś w okolicach Inowrocławia podczas jednego z nalotów, po tygodniu tułaczki, udaje się nam zawrócić i poprzez Lubraniec dotrzeć do Sułkówka. Pozostawiony w domu dobytek został rozkradziony. Uznano, bowiem, że żywi nie wrócimy. Cudownie ocaleni rodzice rozpoczynają wraz z trójką dzieci dorabiać się na nowo. Po wyzwoleniu i upaństwowieniu majątków ziemskich ojciec zostaje kierownikiem PGR, najpierw w Sułkówku, potem w Redczu Kalnym. Radość rodziców w wyzwolonym kraju trwa krótko. Ojciec za poglądy mikołajczykowskie, stosunek do władzy radzieckiej staje się ofiarą stalinizmu. Osądzony przez Sąd Wojskowy Warszawa – Mokotów w 1948r. odizolowany został od rodziny na długie lata. Wychodzi na wolność w 1953 r. na mocy amnestii, po śmierci Stalina. Wiele w tym okresie wycierpiał. Zastraszony przez władze bezpieczeństwa (UB) nie dzielił się z nami swymi przeżyciami. Podejmuje pracę w spółdzielni Samopomoc Chłopska w Lubrańcu, gdzie pracuje do emerytury. Podczas nieobecności ojca pozbawieni byliśmy środków do życia. Osamotniona Marta musi sama zapewnić byt swojej rodzinie. Zarabia szyciem, tudzież innymi pracami sezonowymi u miejscowych gospodarzy, często za płody rolne. W tym tragicznym dla nas okresie wsparciem byli dla nas dziadek Stefan i siostry Marty – Helena i Regina. Pamiętam z tego okresu dziadka Stefana, który po trudach pracy spędzonej w kuźni (a nie był już młodzieniaszkiem) zasiadał w zaciszu domowego ogniska i pykał fajeczkę. W święta Bożego Narodzenia przebierał się za św. Mikołaja, odwracając swoją pelisę baranią na lewą stronę, przyprawiał brodę z watoliny (wata była nieosiągalna), wąsy miał duże sumiaste, naturalne, podwijane do góry. Wkładał baranią czapkę, zarzucał wór na plecy i wkraczał w dzień Wigilii z podarkami. Cieszyliśmy się z rodzeństwem z tych skromnych darów w postaci paru cukierków, orzechów, jabłuszek, które skrzętnie przechowywał z babcią Ewą, od jesieni. Pamiętam również smak miodu jedzonego prosto z plastra, dziadek był również zagorzałym pszczelarzem. Lubraniec po wojnie był naszym stałym miejscem zamieszkania. Tutaj dorastałam razem z rodzeństwem. Tu kończyłam szkołę podstawową i średnią. Dalszą naukę pobierałam już na Uniwersytecie Łódzkim. Tym sposobem zostałam w Łodzi i mieszkam do chwili obecnej. Założyłam rodzinę, urodziłam dwie córki: Małgorzatę i Elżbietę. Obecnie już babcia i emerytka żyję wiarą w lepsze jutro wnuków, a mam ich niemało, bo pięcioro. Po śmierci ojca dom rodzinny w Lubrańcu został sprzedany. Mama zamieszkała ze mną, dożyła prawie 93 lat i pochowana jest w Łodzi. Siostra Zyta wraz ze swoją wielodzietną rodziną ( dziewięcioro dzieci) zamieszkała w Wałczu, a zmarła przedwcześnie w 1999 r. Brat Włodzimierz, po skończeniu Politechniki Warszawskiej osiedlił się w Tczewie. Założył rodzinę, ma dwoje dzieci, córkę Annę i syna Radosława. Jest od kilku lat szczęśliwym dziadkiem czworga wnucząt. Przypuszczam więc, że spisywanie dalszych losów potomków Marty wśród tak licznej dziatwy nie nastręczy trudności w kontynuowaniu wspomnień o rodzinie.

5Stefan (211) imiennik swego ojca, a mego dziadka. Tyle napisałam w dniu, w którym otrzymałam wiadomość, że nie ma Go już wśród żywych. Odszedł w cichości w obecności najbliższych żony i syna, w dniu 15 lutego 2007 roku, po wieloletniej ciężkiej chorobie, w pół roku przed ukończeniem 95 lat. Mimo sędziwego wieku odznaczał się dobrą pamięcią i humorem. Mówił, że „lata go nie bolą” i chciałby pożyć przynajmniej do stu lat. Stało się inaczej. W swym długim życiu szedł przez cały czas pod górkę. Osierocony w wieku 9 lat, odczuł boleśnie utratę matki. Szybko musiał wydorośleć. Od najmłodszych lat pomagał ojcu w kuźni. Uczył się od niego fachu kowalskiego, aż do dyplomu mistrzowskiego w tym zawodzie. W 1941 roku poślubił Janinę Żelazek(211 a). Wychowali trójkę dzieci: Danutę, Zofię i Andrzeja. Doczekali się również sześcioro wnucząt: Kamila, Piotra, Karoliny i Barbary oraz Małgorzaty i Anny. Wuj Stefan prawie całe życie związany był z Lubrańcem. Tylko kilka lat przebywał wraz z żoną Janiną i córką Danusią w Dębnie, w Lubuskim. Wyjechali w 1946 roku, jak wielu rodaków po wojnie, na Ziemie Zachodnie szukać lepszej egzystencji. Na skutek pogorszenia się stanu zdrowia mego dziadka Stefana w 1951 roku wracają do Lubrańca i osiedlają się na ojcowiźnie. Wuj Stefan kowal, potomek kowala Stefana, dziedziczy również kuźnię. Robi podkowy, podkuwa wałachy i araby, wykuwa z rozpalonego żelaza obręcze na koła, robi ogrodzenia, naprawia sprzęt rolniczy. Jednym słowem mozolnie wykuwa lepsze jutro. Buduje dom, w czym dzielnie pielęgnując nie tylko ognisko domowe, ale i ciężko pracując pomaga mu żona Jasia. Oprócz ciężkiej pracy kowala, wuj Stefan oddawał się również przyjemnościom. Był zapalonym wędkarzem. Brodził z wędką po pas w wodzie, bądź pływał łódką po jeziorze Orle i Długie. Snuł opowieści jak większość wędkarzy, jaki to metrowy szczupak był już na haczyku i podbieraku, ale dał nura z powrotem do wody. Wracał, więc często do domu z pustymi torbami. Był także hodowcą pocztowych gołębi, miał wśród ich stada piękne okazy. Inna pasją Stefana było pszczelarstwo. Zamiłowanie do pszczół podzielała również żona Janina, która ze znawstwem pomagała w prowadzeniu niewielkiej pasieki. Z czasem wiek i zdrowie zmusiły wujostwo do rezygnacji z pszczółek. Pasieka została jednak w rodzinie, dostał ją kuzyn Stanisław Sobieraj, kontynuator pasji pszczelarstwa Galczaków po swoim dziadku Janie. Jeszcze innym hobby Stefana było ogrodnictwo, zwłaszcza uszlachetnianie drzew owocowych i krzewów ozdobnych przez różnego rodzaju szczepionki i krzyżówki. Chlubił się pięknymi kwiatami bzu, czy też dorodnymi owocami jabłoni, śliw i winogron. Szczodrze obdarowywał wyhodowanymi roślinami sąsiadów i bliskich. We wspomnieniach rodzinnych pozostał dobrym mężem, ojcem i dziadkiem. Trochę małomównym, ale wciągnięty w temat rozmowy dowcipnie relacjonującym zdarzenia, sypiącym anegdotami – szkoda, że niespisanymi.

6Stanisław(217) – urodzony w 1914 roku w Redczu Wielkim, w chwili śmierci matki miał niespełna 7 lat. W tym wieku niewiele zdawał sobie sprawę z tragedii, jaka go dotknęła. Serdeczną opieką otoczony został przez starsze rodzeństwo, zwłaszcza siostry Helenę i Martę. Również większe wsparcie miał w ojcu Stefanie i jego żonie Ewie. Do szkół uczęszczał w Lubrańcu. Najpierw do szkoły powszechnej, potem do rolniczej w Marysinie koło Lubrańca, gdzie zdobył zawód ogrodnika. Przed wojną pracuje w tym zawodzie w majątkach ziemiańskich w Kazaniu, Lubrańcu u Grodziskiego, Sokołowie. Po wojnie natomiast w przemianowanych upaństwowionych majątkach tj. PGR-ach. Stanisław w dniu wybuchu II wojny światowej 1 września 1939 roku zostaje zmobilizowany i wcielony do armii Wojska Polskiego. W dniach 10 -17 września brał udział w dowodzonej przez gen. Kutrzebę, najpoważniejszej akcji obronnej, w bitwie nad Bzurą. Po ciężkiej, okrutnej walce, pod morderczym ogniem lotnictwa niemieckiego, przy setkach śmiertelnych ofiar – część armii zostaje rozgromiona i zagarnięta do niewoli. Bitwę tę Niemcy nazwali „Największą i najkrwawszą w dziejach wojen”. Opatrzność czuwała nad Stanisławem. Wraz z czterema kolegami serwując się ucieczką, unika niewoli i wraca w strony rodzinne. W 1941 roku zawiera związek małżeński z piękną blondynką Heleną Muszyńską (217a), w której życiorysie jest epizod amerykański (urodzona w Chicago). W roku1949 z Kujaw przenoszą się na Ziemię Łódzką. Osiedlają się w Pabianicach, gdzie od paru lat mieszka zamężna najstarsza siostra Stanisława – Helena. W Pabianicach Stanisław przekwalifikowuje swój zawód ogrodnika na włókniarza i jest temu zawodowi wierny do emerytury. W międzyczasie pasje ogrodnicze wykorzystuje w uprawie ogródka działkowego. Stanisław był uzdolniony artystycznie. Pięknie deklamował wiersze, śpiewał w chórach regionalnych. Zawsze pełen humoru, dowcipny, był duszą towarzystwa. Z żoną Heleną stanowili dobrany duet nie tylko w chórze, ale i w długim pożyciu małżeńskim. Owocem ich miłości była upragniona ( po 12 latach małżeństwa) córka Ewa (2171), którą zamążpójście zaprowadziło do Warszawy. Dalszą historię rodu będzie z pewnością notował jej syn – Michał Rdzonek.

7Regina (216) była szóstym z kolei dzieckiem Stefana(21). Urodziła się w 1915 r. w Redczu Wielkim. W chwili śmierci matki miała 6 lat. Do szkoły powszechnej uczęszczała w latach 1922 – 1929 najpierw w Starym Brześciu, następnie w Lubrańcu. W latach 1933 -1934 robi roczny kurs w Szkole Rolniczej w Marysinie koło Lubrańca . była to szkoła zorganizowana przez miejscowe ziemianki, przysposabiająca młode panienki w zawodach krawcowych, hafciarek, kucharek i przygotowująca je do pracy w majątkach. Regina, tak jak jej siostry wyróżniała się urodą. Była wysoką szatynką, o niebieskich oczach. To, co dla obecnych modelek jest atutem tzn. wzrost, dla niej w młodzieńczych latach było kompleksem. Była osobą skromną i nader uczynną. Tak, jak starsze rodzeństwo wcześnie zaczęła pracować na własne utrzymanie. Od 1934 roku do 1938 roku pracuje jako pokojówka i kucharka w majątkach k/Lubrańca. Uzdolniona plastycznie była specjalistką od wyrobów cukierniczych. Jeszcze w1938 roku wyjeżdża do Warszawy gdzie, protegowana przez ostatniego pracodawcę z majątku Tabaczyńskich, otrzymuje pracę pomocy domowej u jednego z przedwojennych dyrektorów banku. Wybuch II wojny światowej zastaje ją w Warszawie. Regina jest świadkiem bohaterskiej obrony oraz kapitulacji 28.09.1939r. stolicy i jej zniszczenia wskutek barbarzyńskich bombardowań artyleryjskich i lotniczych przez wojska hitlerowskie. Na początku okupacji, jakiś czas pracuje w Fabryce Jedwabiu Warszawa – Koło. W roku 1943 pracuje w kawiarni w Pruszkowie. Na wiosnę 1944 roku wraca do Warszawy i podejmuje prace sanitariuszki w Szpitalu Maltańskim, do którego trafiają ranne ofiary okupanta, uczestnicy ruchu oporu. W szpitalu tym pracuje do wybuchu Powstania Warszawskiego. Nie waha się ani na moment, by włączyć się w szeregi walczących powstańców. Z narażeniem życia przenosiła powstańcze meldunki, opatrywała rannych. Praktycznie codziennie widziała umierający „kwiat” młodzieży polskiej. Często słyszała prośby „siostro pomóż umrzeć”, albo „siostro ratuj”. Miejscem stałej pracy Reginy jest w tym okresie Szpital Dzienny im. Karola i Marii na Lesznie. Po upadku powstania warszawskiego, oraz zajęcia szpitali przez Niemców, w dniu 10 sierpnia 1944r. wraz z innymi powstańcami zostaje wywieziona do obozu przejściowego w Pruszkowie, stamtąd do obozu zagłady w Oświęcimiu. Będąc tam zaledwie 2 tygodnie, zetknęła się z brutalną rzeczywistością. Następnie przetransportowana zostaje do obozu koncentracyjnego w Bergen Belsen, na terenie III Rzeszy. Tu doświadcza najokrutniejszych metod upodlenia ludności, nie tylko polskiej, stosowanych przez okupanta. Sadyzm oprawców towarzyszył jej każdego dnia, tak jak i głód, insekty, choroby i śmierć współwięźniów. W obozie pracuje ciężko przy karczowaniu lasów i noszenia drzewa do palenia na stosach zmarłych w obozie. Katorżnicza praca, złe odżywianie nadweręża zdrowie Reginy. Wkrótce zapada na tyfus plamisty, epidemię zbierającą żniwo wśród więźniów obozu. Uznana za zmarłą, znalazła się w obozowej kostnicy. Tylko przytomność umysłu koleżanek, które zauważyły u niej słabe oznaki życia, przywróciła ją do grona żyjących. Szczęściem dla Reginy był zbliżający się koniec wojny. W dniu 15 kwietnia 1945 r. obóz Bergen Belsen wyzwolili Amerykanie. Regina trafiła pod troskliwą, fachową opiekę lekarską, pod patronem Szwedzkiego Czerwonego Krzyża. Odnajduje ją starsza siostra Helena i sprowadza do Salzgitter. Wycieńczony organizm Reginy, długo walczył z chorobą. Wraz z Heleną wraca do Lubrańca pod koniec marca 1946 roku. Stopniowo dochodzi do zdrowia, lecz nigdy go w pełni nie odzyskuje. Dopiero w 1948 roku podejmuje pracę handlowca w sklepie tekstylnym, potem w księgarni Gminnej Spółdzielni Samopomoc Chłopska w Lubrańcu. To dzięki niej mamy zawsze nowe podręczniki do nauki w szkole. Po kilku latach na skutek nadszarpniętego obozowymi przejściami zdrowie, zapada na nieuleczalną chorobę nerek. Umiera jesienią 1957 roku, nie doczekawszy odszkodowania za poniesione krzywdy. Pochowana jest na cmentarzu w Lubrańcu.

02Ksawery (215) – urodzony w 1918 r. w Redczu Wielkim, był siódmym z kolei dzieckiem Stefana i Stanisławy z domu Świątkowskiej. Mając w chwili śmierci matki około 3 lat, niewiele pamiętał rodzicielkę. Wychowaniem jego zajmowała się druga żona Stefana (21) – Ewa (21b) z domu Duszyńska. Dorastał już w Polsce Niepodległej. Był czynnym członkiem przedwojennego związku skautów. Nauki pobierał w Lubrańcu, gdzie ukończył Szkołę Powszechną oraz w Starym Brześciu kończąc Szkołę Rolniczą. Z zawodu był księgowym , a z zamiłowania ogrodnikiem. Przed II wojną światową pracował jako pisarz w majątku ziemskim w Trębaczewie k/ Rawy Mazowieckiej. Przystojny niebieskooki, z bujną czupryną (która z wiekiem nieco się zmniejszyła) wzbudzał zainteresowania płci odmiennej. Pracując w majątkach ziemskich miał dostęp do hodowanych koni, które lubił ujeżdżać. Był także wielkim miłośnikiem tych zwierząt. Według przekazów rodzeństwa, pasja do koni i niegroźny upadek z konia podczas jednej z przejażdżek połączył Ksawerego w romantycznym związku z córką gospodarzy wiejskich w Lubrańcu – Janiną Szczepańską. Ślub wzięli w lipcu 1939 roku. Ze związku małżeńskiego Ksawerego Ksawerego z Janiną na świat przychodzą podczas II wojny światowej dwaj ich synowie: Waldemar, późniejszy absolwent uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, oraz Wiesław – fachowiec od hydrauliki. Obaj z rodzicami, zamieszkują we Włocławku. Ksawery podczas okupacji wraz z małżonką mieszkał w Warszawie. W stolicy nie byli odosobnieni od rodziny. Przebywają tam także siostry Regina i Zofia oraz mąż Zofii – Jan Klemm. Po wojnie Ksawery wraz z rodziną wraca w strony rodzinne, na Kujawy. Pracuje jako księgowy w Państwowych Gospodarstwach rolnych w Gustorzynie (Gustoszynie?), Popowiczkach, Redczu Kalnym, Kazaniu, Strzygach i Dębicach. Na początku lat 60-tych XXw. podjął pracę w Centrali Nasiennej we Włocławku, jako księgowy. Pracował tam do emerytury. Doczekał się trojga wnucząt: Roberta (syna Waldemara) oraz Urszuli (córki Wiesława) i usynowionego przez Wiesława – Jacka. Zmarł w rok po śmierci żony Janiny, w Dębicach w 1991r. Oboje pochowani są na cmentarzu parafialnym w Kruszynie k/Włocławka.

Zofia(214)-była najmłodszym dzieckiem Stefana i Stanisławy. Urodziła się w 1920r., jak większość rodzeństwa Redczu Wielkim. Zaczęła stawiać pierwsze, nieporadne kroki, jak zmarła w 1921roku jej matka. Była oczkiem w głowie starszego rodzeństwa, otoczona opieką i miłością. Wkrótce po powtórnym ożenku ojca-Stefana pieczę nad Zofią obejmuje „macocha” Ewa, która w jej pamięci pozostaje tą matką, która ją wychowywała. Edukację Zofia pobierała w Lubrańcu. Tu kończy Szkołę Powszechną oraz kurs w Szkole Rolniczej w pobliskim Marysinie. Uczy się także szycia, przy starszej siostrze Helenie. Wyrasta na urodziwą panienkę, o bujnych, prawie czarnych włosach i niebieskich oczach. Jest utalentowana plastycznie, ładnie rysuje zarówno pejzaże jak i osoby (portrety). Nie ma jednak warunków na rozwinięcie talentu. Uzdolnienia te wykorzystuje wiele lat później, pracując po II wojnie światowej w Cepelii, wykonuje też malunki na własny użytek. Obdarowana została również przez naturę przyjemnym sopranowym głosem. Ma wielu starających się o rękę kawalerów, w tym sąsiada późniejszego męża Jana Klemma . W wieku 19 lat Zofia opuszcza Lubraniec i udaje się do Warszawy, ściągnięta przez przebywającą tam od roku siostrę Reginę. Wkrótce podąża za nią Jan. W Warszawie i Świdrze przeżywa okres okupacji niemieckiej , pracując m.in. w kawiarniach. Na wiosnę 1942 roku w Kościele Świętego Krzyża w Warszawie, Zofia bierze ślub z Janem Klemmem, intelektualistą wyznania ewangelickiego. Na początku 1945 roku pod ogniem walk wyzwoleńczych o Warszawę małżonkowie opuszczają zniszczoną stolicę, udając się na wolne już Polesie. Zatrzymują się czasowo w malowniczo położonym nad rzeką Liwiec, wiekowym miasteczku Liw, gdzie mieszka bliska rodzina Jana Klemma. W niedługim czasie na stałe osiedlają się w Węgrowie położonym na prawym brzegu Liwca.
03 Już w wyzwolonej Polsce przychodzą na świat dzieci Zofii i Jana: Tadeusz, Maria i Jadwiga. (Pierwsze wojenne dziecko –Paweł umiera w niemowlęctwie) Doczekali się też pięciorga wnucząt. W lutym 1968r przedwcześnie po wieloletniej wyniszczającej chorobie umiera Jan Klemm. Zofia pozostaje wdową. Zajmuje się wychowaniem dzieci i praca zawodową. Jest obecnie ostatnim żyjącym dzieckiem Stefana, jednakże z uwagi na powikłania po udarze mózgowym ma trudności w nawiązywaniu kontaktu, nawet z najbliższymi.

Nie byłoby tych wspomnień gdyby nie pamięć o bliskich przekazana mi w dużej mierze przez Janinę i Stefana Galczaków oraz Zofię Miernikiewicz. Nie znam autora maksymy ale pamiętajmy, że „żyjemy, tak długo, jak żywa jest pamięć o nas”. To takie przesłanie dla potomnych – wnuków i prawnuków.

Emilia Banasiak
córka Marty Boderek z domu Galczak